czwartek, 29 października 2015

004. Rozdział 3

Przyjaciółki wpatrywały się w tytuł książki w ciszy. Mary, która ją trzymała na kolanach miała spore obawy przed przerzuceniem strony na następną. Co jeśli to jedna z tych książek, która wrzeszczy, gdy otworzy się ją na dowolnej stronie? Wtedy cały pociąg się dowie, że Genovie jest w posiadaniu ksiąg, których zwykła uczennica piątego roku nie powinna posiadać.
-No dalej! Otwórz- nalegała Ślizgonka.
-Skąd ty to masz?- Mary całkowicie zignorowała jej prośbę. Najpierw musiała wiedzieć skąd jej przyjaciółka wytrzasnęła te piekielną książkę.
-Znalazłam u ojca- przyznała jak gdyby nigdy nic. - Wyobraź sobie jak wiele możemy zrobić przy jej pomocy... Może nawet staniemy się najpotężniejszymi czarownicami w Anglii!
-Genovie, czyś ty oszalała? Przecież to czarna magia. Czy ty nigdy nie słuchasz na lekcjach, do cholery jasnej?
-Wyluzuj. Nikt nie każe Ci od razu wszystkich dookoła zabijać. Pomyśl sobie jednak jakie miałybyśmy znaczenie w świecie magii posługując się czarną magią!
Mary przez chwilę to przemyślała. No tak... Była wiecznie niedoceniana. W domu była tą gorszą, w szkole wyłącznie przyjaciółką tej niesamowitej Genovie. Całe życie była z boku. Bez jakiejkolwiek charyzmy, bez jakiejkolwiek siły przebicia.
-Genovie... ale my nie powinnyśmy- mruknęła. Sama nie była przekonana co powinna zrobić. Z jednej strony wiedziała, że to złe... Ale z drugiej? Z drugiej chciała zostać wreszcie zauważona.
-Proszę Cię, Mary! Przecież zawsze możemy przestać.
Przynajmniej tak się im wtedy wydawało.
Puchonka westchnęła. Wiedziała, że będą miały kłopoty. Najprawdopodobniej już miały. Wiedziała, że jest to niezgodne z założeniami Hogwartu.
-Spróbujmy!- zgodziła się wreszcie.
Starała się usprawiedliwić, że dzięki znajomości czarnej magii będzie mogła się jej przeciwstawić.
Zdecydowały jednak, że księgą zajmą się później. W opuszczonej łazience na pierwszym piętrze. Zajmowała ją jęcząca Marta, więc raczej nikt się nie zbliżał do tego miejsca.
Najpierw jednak trzeba było wysiedzieć na uczcie.
Mary zajęła swoje miejsce przy stole Puchonów i pomachała Genovie, która siedziała przy innym stole. Koło niej siedział Heath i opowiadał jej jakąś historię. Musiała być zabawna, bo Genovie zaśmiała się dźwięcznie.
-Mary, wszystko okej?- zapytał chłopak siedzący obok. I w tym momencie Mary niemalże dostała zawału. Odezwał się do niej nie kto inny jak Timothy Gravy. Tim był jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole. Nie uważała tak tylko ona. Wszystkie dziewczyny wzdychały do Tima. Był wysoki, miał brązowe włosy i szare, bystre oczy. W dodatku był kapitanem drużyny , dzięki któremu dobra passa w Quidditchu nie opuszczała Puchonów od kilku lat.
Chłopacy podejrzewali, że jest gejem i nie interesuje go nic innego niż Quidditch.  Dziewczyny jednak zbywały to nerwowym śmiechem.
Tim mógł mieć każdą, ale właśnie teraz mówił do Mary! Właśnie do niej! W dodatku znał jej imię, a była przekonana, że nie wie iż istnieje.
-Ziemia do Mary!- mówił niskim barytonem, który był bardzo przyjemny dla ucha.
-Wybacz.
-Siedzisz taka sama, pomyślałem, że się dołączę.- uśmiechnął się, a uśmiech miał tak niesamowity, że Mary myślała, że umrze.- Jestem Tim.
-Wiem kim jesteś- wypaliła Mary. Była na siebie naprawdę zła. Zabrzmiało to niemiło.
Chłopak jednak zaśmiał.
-No tak, też wiem kim jesteś, ale pomyślałem, że miło będzie zachować te wszystkie formalności.
On był taki miły... ale skąd ktoś tak przystojny i popularny wiedział kim jest Mary, która uważała siebie za szarą myszkę.
Dyrektor Abendteill zaczął wygłaszać mowę. Zastanawiała się skąd on miał zawsze pomysły na te wszystkie przemówienia. Wydawało jej się, że z okazji na okazję, z roku na rok były coraz lepsze.
Wreszcie skończył, a oni mogli zabrać się za jedzenie.
-Dużo macie do zrobienia pierwszego września?
-Jako prefekci? Trochę tak. Pierwszaki są zawsze takie nieporadne i łapią się na fałszywe stopnie.
Zaśmiali się, po czym upomniała go.
-Sami byliśmy w pierwszej klasie.
-W tamtym roku sam się wywaliłem na czwartym piętrze, tylko nikomu nie mów- zaśmiał się.
-Obiecuję, że nie powiem
Bardzo miło im się rozmawiało. Tim musiał później zaprowadzić pierwszaków do dormitorium, a ona udała się do łazienki, gdzie miała studiować wraz  z Genovie podręcznik czarnej magii.
Będą miały kłopoty. Cholera jasna, będą miały kłopoty.
Znalazła się w łazience. Genovie jeszcze nie było. Usiadła na kafelkach i zaczęła bawić się swoimi włosami. Naprawdę nienawidziła ich koloru.
Wreszcie w łazience pojawiła się Genovie... ale nie była sama. Obok niej stał Heath.
-Możesz na chwilę wyjść? Chciałabym zamienić słówko z Genovie?
Heath zdziwił się, ale wyszedł.
-Czy ty oszalałaś? Jeśli ktoś się dowie? Nie możesz go wszędzie ze sobą ciągać!- powiedziała oburzona.
-Wyluzuj Mary! On jest po naszej stronie. Poza tym mówił, że ma pewien sekret. Czy nie jest to ekscytujące?
-Genovie, gdzie ty masz mózg? Co się z Tobą stało.
-Jak zwykle panna odpowiedzialna, a potem się będziesz dziwić, że z nikim nigdy nie będziesz- Ślizgonka była naprawdę wściekła. Mary jak zwykle psuła zabawę.
Zabolało. Zabolało mocno. Miała rację.... Powinna przestać. Była zbyt odpowiedzialna, a przecież nie chciała być całe życie sama.
Tim nigdy na nią drugi raz nie spojrzy, gdy będzie taką sztywniarą.
-Masz rację. Idź po Heatha, zaczniemy czytać.
Genovie była naprawdę szczęśliwa. Poszła po chłopaka i usiedli razem na podłodze. Ślizgonka otworzyła opasłe tomisko i zaczęła czytać na głos wstęp.
"Uwaga! Podręcznik ten jest przeznaczony dla adeptów czarnej magii. Nie powinien być używany bez podstawowej wiedzy na ten temat. Czarna magia może być używana do zadawania krzywdy, a nierzadko śmierci. Często zostaje ona wykorzystana do wielu niegodziwych rzeczy, a w rękach nieodpowiedniej osoby może prowadzić do zagłady. "
-Ale super!- skomentowała Genovie, a Mary nie powiedziała nic. Miała przestać być sztywniarą. Przecież zawsze mogły przestać.