niedziela, 29 listopada 2015

005. Rozdział 4

Heath był z Genovie nierozłączny. Czasami było to niesamowicie krępujące. Zwłaszcza, gdy chciał ją złapać za tyłek, a ta biła go po łapach, a potem chichotała. Mary z dnia na dzień coraz bardziej w to nie wierzyła. Wydawało jej się, że ktoś zamienił jej przyjaciółkę w bezmyślną lalunię. Doszło do tego, że wcale nie miała ochotę spędzać z nią czasu i wolała już być tą bezbarwną Mary, niż wysłuchiwać chamskich komentarzy Heatha. Z tego powodu też nie udała się wraz z przyjaciółką do Hogsmeade.
Usiadła w Pokoju Wspólnym Puchonów. Trzymała w ręku książkę, jednak nie mogła się skupić na wyrazach. Wszystkie litery zaczęły się przestawiać, jakby chciały jej zrobić na złość. Odłożyła ją wreszcie, wzdychając głośno.
Była przekonana, że została całkowicie sama, gdy wreszcie w Pokoju pojawił się Tim. Jego brązowe włosy były dzisiaj w całkowitym nieładzie.
-Nie poszedłeś do Hogsmeade?- zapytała zdziwiona.
-Widziałem, że nie idziesz... Więc zamieniłem się, powiedziałem, że zostanę z osobami, które nie poszły.
-Zostałeś dla mnie?- zapytała zdziwiona. To niemożliwe.  To się nie dzieje.
-Oczywiście. Jako jedyna nie poszłaś z Hufflepuffu. Muszę dbać o mój dom- wyszczerzył się.
Uznała, że jest całkowitą idiotką. Jak mogłaby pomyśleć, że ktoś taki jak Tim mógłby zostać specjalnie dla niej. Poza tym zostały osoby z pierwszych klas i drugich, a chłopak miał naprawdę duże poczucie odpowiedzialności.
-Co czytasz?- zapytał ją, wskazując wzrokiem na książkę.
-Eee... Nie wiem- bąknęła, po czym uznała, że było to naprawdę głupie. Teraz za pewne stwierdzi, źe jest debilką i nigdy się do niej nie odezwie.
On jedynie zaśmiał się dźwięcznie.
-Rozumiem. Mam podobnie, gdy czytam książki na eliksiry.
No tak. Ona, gdy siedziała na eliksirach, czasami miała ochotę umrzeć. Czyli w czymś byli podobni.
-Zauważyłem, że ostatnio nie dogadujesz się z Genovie najlepiej. Może nie powinienem pytać?
Co? Czy on ją do cholery obserwował? Dlaczego akurat ją? Przecież ona nie była ani trochę ciekawa. Jej życie towarzyskie to była jedna, wielka pomyłka. Ale to znaczyło, że interesuje go coś więcej niż Quidditch i bycie prefektem... No, ale może był gejem, tak jak wszyscy mówili.
-Powiedziałem coś nie tak?
-Nie, przepraszam... Zamyśliłam się.-zmarszczyła czoło- Nic się nie stało. Po prostu... Ona kogoś poznała. Nie może mi już tyle czasu poświęcać- uśmiechnęła się lekko.
-Gdybyś chciała z kimś porozmawiać, to zawsze do usług.
-To miłe z Twojej strony.
Może on ma jakieś niecne plany co do niej. Był dla niej za miły. Raczej nikt nie bywał dla niej taki miły. Musiała na niego uważać. Gdy nikt się nią nie interesował, czuła się stabilniej.
Resztę dnia spędziła również z nim. Poszli razem na kolację,a potem? Potem wróciła Genovie, jednak do wizyty w łazience się nie widziały. Heath złamał nogę i była wraz z nim w skrzydle szpitalnym.
O wyznaczonej porze Mary pojawiła się w łazience jęczącej Marty, jednak Genovie tam nie było. Czekała. Dziesięć minut, dwadzieścia.. Pół godziny, a jej dalej nie było. Cholera jasna, była naprawdę wściekła... Gdy nagle pojawiła się Ślizgonkę.
-Ile można na Ciebie czekać?
-Byłam u Heatha. Kiepsko się czuje
-Nie obchodzi mnie ten Twój Heath. Zachowujesz się przy nim jak rozkapryszona dziunia! Totalnie masz mnie gdzieś. Taka z Ciebie przyjaciółka?
Widać było, że coś w Genovie pękło.
-Ja.. ja przepraszaam Mary.
-Przeprosisz mnie, a nic się dalej nie zmieni- naskoczyła na nią Puchonka. To było niesprawiedliwe.
-Masz rację, ale musisz mi zaufać?
-Słucham?- prychnęła Mary. Znowu czegoś nie rozumiała.
-Daj mi po prostu działać... A teraz zamijmy się magią- uśmiechnęła się lekko.
-To znaczy, że Heath Ci się nie podoba?
-Cholera jasna, przejdźmy już do podręcznika- widocznie się zirytowała.
Dzisiejszy rozdział mówił o zadawaniu bólu i rożnych na to sposobach. Nie trzeba było ograniczać się do zaklęć niewybaczalnych.
Mary niemalże od razu pomyślała, że mogłaby takie zaklęcie użyć na Heathcie. Za to wszystko co jej zrobił. Za to, że zabrał jej Genovie!
Po chwili dopiero zrozumiała jak bardzo jest złe to, o czym pomyślała i o dziwo nie miała wyrzutów. Ona cierpiała codziennie, widząc jak zajmuje jej miejsce. Mógłby trochę pocierpieć. Wydało jej się to sprawiedliwe. Wreszcie rozeszły się. Trochę jej się humor poprawił... Ale było już grubo po ciszy nocnej. Myślała, że jej się upiecze. Weszła do pokoju wspólnego... A tam siedział Tim.
-Gdzie byłaś?- zapytał, przyglądając się jej dokładnie.
Poczuła się osaczona jego wzrokiem. Nie powinien tego robić.
-Widziałam się z Genovie.- przyznała zgodnie z prawdą. Nie musiała się tłumaczyć po co się spotykały.
-I co? Znowu byłaś skazana na siedzienie z tym osiłkiem?- jego ton był nieprzyjemny. Poczuła dreszcze na plecach.
-Heath złamał nogę.
-Genovie więc zostawiła go? Niesamowite. Potrafi jeszcze samodzielnie myśleć- zaczął klaskać w ręce.
-Nie masz prawa tak mówić- najeżyła się dziewczyna.
-Ale taka prawda! Zasługujesz na coś lepszego- podniósł głos. Mary czuła się naprawdę z tym źle. Podszedł do niej. Czuć było od niego alkohol, a przecież był prefektem. Co się działo. Złapał ją mocno za przegub dłoni- Rozumiesz, zasługujesz na coś lepszego!
Ręka zaczęła ją boleć. Bała się, że zrobi jej siniaka.
-Tim, przestań. To boli. Obudzisz wszystkich!
-Gówno mnie to obchodzi! Nie puszczę Cię póki nie zrozmiesz, że robisz sobie krzywdę.
-Ty robisz mi krzywdę- powiedziała cicho. Starała się być silna, ale gdy wreszcie ją puścił, udała się do dormitorium. Usiadła na łóżku cała roztrzęsiona.
To było przerażające. Co się z nim stało?  Nie wiedziała jak spojrzy mu jutro w oczy. Wydawał się taki miły.. Ale może miał rację? Może ta przyjaźń stała się toksyczna?
Nie mogła zasnąć, całą noc przewracała się z boku na bok. Na szczęście następnego dnia nie było zajęć. Była niedziela.