Wybaczcie, że tak długo, ale choroba nie pozwalała mi na zebranie tego wszystkiego w kupę :) Nie jest idealnie, ale mam nadzieję, że się spodoba :)
Mary już dawno nie spędziła tak miło dnia. Zakupy z Jamesem
okazały się bardzo udane i mogła porozmawiać w końcu czas ze swoim bratem,
którego tak dawno już nie widziała. Jej jedyny sprzymierzeniec w całej
rodzinie. No i uniknęła zrzędzenia dziadka, „bo te podręczniki z roku na rok to
coraz droższe, a nam to się nie powodzi”. Jasne! Tak naprawdę rodzice przeznaczali wszystkie
pieniądze zarobione w Ministerstwie na swoją cudowną córkę, która chodziła do
prywatnej szkoły i nie znała najprostszych zaklęć. Przez te pięć lat Mary
przeczytała wiele książek o charłakach. W każdej z nich był opisany wstyd,
który odczuwała rodzina, z powodu, iż ich dziecko nie było czarodziejem. Jednak
w jej rodzinie było całkowicie inaczej i to ona czuła się czarną owcą.
Odetchnęła dopiero, gdy usiadła w przedziale, który zwykle
zajmowała z Genovie. Niedługo znowu będzie w domu wraz ze swoją przyjaciółką.
Nigdzie nie czuła się tak dobrze jak w Hogwarcie, to było pewne. Mary rozsiadła
się wygodnie i wyjęła jeden z nowych podręczników. Obrona Przed Czarną Magią to
jej ulubiony przedmiot, więc chętnie wgłębiała się w jego tajniki jeszcze przed
lekcjami. Zaczęła się powoli martwić o
Ślizgonkę, która nie pojawiła się w ich przedziale. Może powinna zacząć jej
szukać? Znowu zaczynała. Bała się, że ją straci. Całkowicie bez sensu. Znały
się już pięć lat, nie mogła jej tak po prostu zostawić. Właśnie do przedziału zawitała pani ze
słodyczami. Mary na początku zaczęła szukać drobniaków, ale potem przypomniała
sobie, że się odchudza i podziękowała. To nie fair, Genovie jadła dwa razy
więcej niż ona i nigdy nie tyła. Właśnie… Gdzie ona do cholery jest?
Nagle sprzedawczyni
jęknęła, a ona usłyszała melodyjny chichot swojej przyjaciółki. Westchnęła. Już
bała się, że coś się stało. Jej przyjaciółka znów wyglądała idealnie. Jej
czarne włosy były związane w luźny kok, a po pryszczach nie było ani śladu. Jej
szary sweter z zielonymi wstawkami podkreślał nienaganną figurę. Dopiero jakiś
czas później Puchonka zauważyła, że Genovie nie jest tutaj sama.
-Znajdę Cię na uczcie- oznajmił niski, męski głos. Mary uniosła
wzrok i ujrzała wysokiego chłopaka o nienagannej, umięśnionej sylwetce. Szatyn.
Mogło się wydawać, że jego włosy są w nieładzie, jednak była przekonana, że
sporo mu zajęło, aby tak wyglądały. Owszem, był przystojny, ale wyglądał na gościa,
który ma za duże mniemanie o sobie…
Genovie zachichotała. Co do
diabła? Dlaczego zachowywała się jak te wszystkie debilki, który latały za facetami
ze starszych klas? Co się stało z jej piękną i inteligentną przyjaciółką, która
„nigdy nie miała czasu na chłopaków”.
Gdy tylko obcy opuścił przedział,
Puchonka zaczęła ilustrować ją dokładnie swoimi bystrymi oczyma.
-Kto to?- burknęła, odkładając
książkę.
-Odjazdowy, co? Nazywa się Heath
i jest na siódmym roku. Wyobrażasz to sobie? Jest całe dwa lata starszy i
mnie…. LUBI!
-Lubi? Chyba Twoją dupę.
Przejrzyj na oczy!- Mary nie wytrzymała. Nie mogła patrzeć jak jej przyjaciółka
zadaje się z takim typem. Jeszcze ją wykorzysta i skrzywdzi, a wtedy będzie
najmłodszą osobą, która znalazła się w Azkabanie za użycie zaklęcia
niewybaczalnego.
-Przestań być taka zgorzkniała!
Przecież tylko rozmawiamy. Nie każdy chce mnie skrzywdzić, wyluzuj Mary, bo Ci
żyłka pęknie.
Dziewczyna jedynie coś burknęła
pod nosem i wróciła do czytania podręcznika. Przez dłuższą chwilę w przedziale
panowała napięta atmosfera. Mary jak zwykle wcisnęła się w kąt siedziska i
czytała podręcznik, a przynajmniej udawała, bo nie była w stanie skupić się na
jego treści. Genovie wpatrywała się w okno zastanawiając się nad słowami
Puchonki. Może miała rację? Nie powinna się w to wszystko mieszać? Ale przecież
nie obrazi się na nią z powodu jakiegoś głupiego chłopaka? A może on się jej po
prostu podobał i była zazdrosna? Mary była dla niej najważniejsza i żaden
chłopak tego nie zmieni. Dlaczego ona nie była w stanie tego zrozumieć.
-Nie obrażaj się! Miałam Ci
opowiedzieć najlepsze, a ty jak zwykle się wściekasz.- odezwała się wreszcie
Ślizgonka, która dobrze wiedziała, że jej przyjaciółka pierwsza się nie
odezwie.
-Co może być lepszego od
napakowanego durnia, który się koło Ciebie kręci? Jeszcze jeden nadęty dupek
czy zajmowanie się czyrakobulwami?- warknęła druga dziewczyna.
Genovie jednak wiedziała, że to
co ma bardzo zaciekawi Mary. Wyjęła ze swojej torby opasłą księgę oprawioną
czarną skórą. Wydawała się bardzo stara, a kartki w środku były luźne. Obydwie
odczuły dziwny chłód w przedziale. Na bladej skórze Genovie pojawiła się gęsia
skórka. Podała przedmiot przyjaciółce, która otworzyła go ostrożnie.
Na pierwszej stronie lśniły złote
litery „Mały podręcznik czarnej magii”.